Zdesperowany mężczyzna przyprowadził 90-letnią uzdrowicielkę z odległej wioski do swojej umierającej żony, ale gdy tylko dotknęła ona swojego brzucha, ta cofnęła się z szoku i wypowiedziała słowa, które sprawiły, że wszyscy poczuli dreszcze… – Page 5 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

Zdesperowany mężczyzna przyprowadził 90-letnią uzdrowicielkę z odległej wioski do swojej umierającej żony, ale gdy tylko dotknęła ona swojego brzucha, ta cofnęła się z szoku i wypowiedziała słowa, które sprawiły, że wszyscy poczuli dreszcze…

Iwan schudł, pojawiły się cienie pod oczami, często zapominał jeść i budził się przy najmniejszym hałasie. Pewnego wieczoru, wracając z biura po wyjątkowo ciężkim dniu, poczuł ciężar powiek. Włączył autopilota, ale ten nie poradził sobie z nieoczekiwaną przeszkodą: psem wbiegającym na ulicę.

Samochód skręcił, uderzył w barierkę ochronną i tylko wystrzelona poduszka powietrzna uratowała Iwana. Siedział na poboczu drogi, gdy przyjechała pomoc, wezwana przez jego firmę ubezpieczeniową, i nagle z przenikliwą jasnością uświadomił sobie, że nie może tak dalej żyć. Nie pomógłby Lubowowi ani ich dziecku, gdyby sam się zepsuł.

Tej nocy po raz pierwszy od wielu dni spał spokojnie, dzwoniąc do Zinczenki i prosząc go o tymczasowe reprezentowanie go w Radzie Dyrektorów. I rzeczywiście przyniosło to efekty. Wiktor spojrzał z niedowierzaniem na teczkę z dokumentami, którą podał mu na stole w drogiej restauracji na Podolu.

Mężczyzna naprzeciwko niego, Excellent, był tak niepozorny, że wydawał się stworzony do pracy jako prywatny detektyw. Badania krwi żony Krawczenki wykazują wyraźną poprawę. Niektóre wartości prawie wróciły do ​​normy.

Jak to możliwe? Victor zmarszczył brwi. Ich diagnoza była jednoznaczna. „Nie wiem” – detektyw wzruszył ramionami.

Ale zielarka, którą przyprowadził, zdaje się znać na rzeczy. Gospodyni mówi, że odprawiają jakieś rytuały. Śpiewają pieśni, palą zioła i kąpią ją w naparach.

To wszystko? – zapytał zirytowany Wiktor. – Jest jeszcze coś – detektyw zniżył głos. – Mówią, że żona Krawczenki jest w ciąży.

Victor o mało się nie zakrztusił winem. Co? To niemożliwe. Po chemioterapii.

Mimo to testy były pozytywne. A zielarz wciąż mówił o matce i dziecku. Victor odchylił się na krześle, a na jego twarzy malowała się mieszanina niedowierzania i gniewu.

„To wszystko zmienia” – mruknął. Kiedy detektyw wyszedł, Wiktor wyjął telefon i wybrał numer. „Dzień dobry, Siergiej Andriejewicz”.

Pamiętasz naszą rozmowę o Heliosie? Sytuacja się zmieniła. Musimy działać szybciej. Zamyślony zakręcił kieliszkiem wina.

Nie, Krawczenko się nie poddaje. Co więcej, jego żona wydaje się wracać do zdrowia. To znaczy, jeśli przeżyje, nie mówiąc już o urodzeniu.

Skrzywił się. „Stracimy naszego głównego atutu”. Słuchając odpowiedzi, Victor uśmiechnął się powoli. „Tak, mam pomysł”.

Możemy wykorzystać tego szamana przeciwko niemu. Oskarżenia o szarlatanerstwo, groźby na życie pacjenta, defraudacja funduszy firmy dla osobistych korzyści. Upił łyk, delektując się jednocześnie winem i planem.

Kiedy uderzymy, będzie zbyt zajęty ochroną żony, żeby zauważyć, że przejmujemy firmę. A jeśli jego żona umrze, będzie zbyt załamany, żeby się bronić. Victor wyłączył telefon i zadzwonił do kelnera.

„Jeszcze jedną butelkę” – rozkazał, czując, że odzyskuje kontrolę nad sytuacją. Sprawozdanie zostało spisane na Helios. Grudniowy poranek spowijał rezydencję Krawczenkowskich mleczną mgiełką, wypełniając pokoje rozproszonym światłem.

Iwan drzemał na krześle przy łóżku Ljubow, zgarbiony niezgrabnie, z otwartą książką na kolanach. Czytał jej godzinami czasopisma naukowe, ulubione powieści, a nawet artykuły z gazet – wszystko, co mogło służyć jako pomost między światem żywych a otchłanią, w której błądziła jej świadomość. Obudził go cichy dźwięk, ledwo słyszalny wśród znajomego piszczenia aparatury medycznej.

Szelest materiału, lekki ruch. Iwan wyprostował się, nie wierząc własnym uszom. Miłość leżała nieruchomo, jak przedtem, ale coś się zmieniło, ledwo dostrzegalne, niewidoczne dla oka, a jednak wyczuwalne w każdej komórce jego wyczerpanego ciała.

A potem jej rzęsy zatrzepotały. Raz, drugi. Powoli, jakby pokonując opór ciężkiej wody, jej powieki uniosły się, odsłaniając cienki pasek brązowych oczu.

Te same oczy, które niegdyś urzekały go swoją żywotnością i głębią, a teraz patrzyły niepewnie, jakby nie poznawały świata. Miłość, jej imię, wyrwało się z jego ust niczym modlitwa, niczym zaklęcie, niczym ostatni oddech tonącego. Patrzyła prosto na niego, nie przez niego, nie poza nim, lecz w głąb jego duszy.

W jej spojrzeniu nie było słów, ale było w nim rozpoznanie, pradawne, instynktowne, głębsze niż jakiekolwiek imiona czy pojęcia. Drzwi otworzyły się cicho, wpuszczając Welesławę. Zatrzymała się w progu, obserwując scenę z mieszaniną satysfakcji i podziwu.

„Dziecko rośnie w siłę i matka to czuje” – powiedziała cicho. Więź między nimi umacniała się z każdym dniem. Iwan bał się poruszyć, jakby najmniejszy ruch mógł zniszczyć ten kruchy cud.

„Jesteś tutaj” – wyszeptał, wkładając w te proste słowa całą nieskończoność swojej miłości i strachu. „Wróciłeś”. Powieki Ljubow powoli opadły, ale nie była to już nieświadomość śpiączki, tylko zmęczenie pierwszego kroku w długiej drodze powrotnej.

Iwan drżącymi rękami sięgnął po telefon i wybrał numer Petrenki. Głos lekarza był zdecydowanie profesjonalny, skrywając nieufność pod neutralnym tonem. „To niemożliwe, Iwanie Dmitriewiczu” – powiedział Petrenko spokojnie, jakby zwracał się do pacjenta psychiatrycznego.

„Przy takim przebiegu choroby samoistne wybudzenie ze śpiączki nie wchodzi w grę. Pewnie zauważyłeś odruchy”. Spojrzała na mnie; Iwan ledwo krył irytację.

Rozpoznała mnie. „Słuchaj” – głos Petrenki złagodniał – „rozumiem, co czujesz”. „Nadzieja to potężny czynnik psychologiczny, ale…” „Przyjdź i zobacz sam” – przerwał mu Iwan.

„Będę w Kijowie za trzy dni. Wpadnę wtedy”. Iwan odrzucił telefon jak jadowity wąż.

Welesława stała przy oknie, obserwując go z porozumiewawczym uśmiechem. „Nie uwierzą, dopóki nie zobaczą” – powiedziała. „A nawet wtedy będą szukać wyjaśnień w swoich książkach i instrumentach”.

„Czy są jakieś inne wyjaśnienia?” Iwan podszedł do niej, wpatrując się w jej twarz, która zdawała się młodsza z każdym dniem spędzonym w ich domu. Wyjaśnień było wiele; Welesława nie patrzyła na niego, ale gdzieś poza pokojem, domem, miastem. Ale miały znaczenie tylko dla tych, którzy nie potrafili zaakceptować cudu takim, jakim był.

Rezydencja Krawczenków, niegdyś uosobienie sterylnego porządku i nowoczesnego minimalizmu, przekształciła się w dziwną, hybrydową przestrzeń, w której współistniały najnowocześniejsza medycyna i starożytna magia. W jednym pomieszczeniu migotały ekrany monitorów, rejestrując funkcje życiowe Ljubow, a w innym kiście suszonych ziół wypełniały powietrze ostrymi aromatami. Iwan, człowiek struktury i systemu, stworzył własny porządek w tym chaosie.

Zainstalował najnowocześniejszy sprzęt do monitorowania Lubow i dziecka, zamówiony w najlepszych europejskich klinikach. Pomagał również Welesławie w jej wieczornych rytuałach, trzymając miseczki z naparami i powtarzając za nią dziwne słowa, których jego racjonalny umysł nie był w stanie pojąć, ale które rezonowały z tą częścią jego duszy, która przechowuje wspomnienia przodków. Oksana, oddana swojemu profesjonalizmowi, ale coraz bardziej zafascynowana zachodzącymi zmianami, prowadziła podwójne zapiski.

W oficjalnym dzienniku medycznym odnotowała poprawę wskaźników, wzrost hemoglobiny, stabilizację ciśnienia krwi – wszystko, co dało się wyjaśnić naukowo. Jednak w małym, oprawnym w materiał notesie, ukrytym w szafce nocnej, opisała rzeczy, które nie mieściły się w protokołach medycznych: poświatę nad brzuchem Ljubowa podczas rytuałów, nagłe przypływy energii, gdy cały sprzęt chwilowo szwankował, dziwne wzory kropelek wody pojawiające się na szybie w pokoju pacjenta.

Spójrz, pewnego ranka Oksana ostrożnie odsunęła koc, wskazując na brzuch Ljubow. Był już widoczny. Ledwo dostrzegalne wypukłości, miękki wzgórek nad kością łonową, pierwszy widoczny znak rosnącego życia.

Iwan patrzył, nie mogąc oderwać wzroku. Coś niepojętego działo się tu na jego oczach. Kobieta, którą lekarze uznali za skazaną na śmierć, nie tylko walczyła o życie, ale także rodziła nową istotę.

„Czternasty tydzień” – powiedziała cicho Welesława, delikatnie głaszcząc brzuch Ljubow. „Najbardziej kruchy czas mamy już za sobą. Teraz dziecko może jeszcze bardziej pomóc matce”.

Co to znaczy pomagać? – zapytał Iwan, wciąż próbując znaleźć logikę w tym, co się dzieje. Krew matki i krew dziecka mieszają się, wyjaśniła Welesława. Wymieniają się mocą…

Czasami komórki macierzyste dziecka przechodzą do matki i naprawiają uszkodzone tkanki. Wasza nauka o tym wie. Ale jeszcze nie wie, że istnieje jeszcze głębszy związek.

Połączenie poprzez pamięć przodków. Wzięła jego dłoń i położyła ją obok swojej na brzuchu Ljubowa. „Poczuj to” – wyszeptała.

„Nie myśl, po prostu czuj”. Iwan poczuł lekkie pulsowanie, jakby pod jego dłonią biło maleńkie serduszko. Ale było coś jeszcze: ciepło rozchodzące się z brzucha Ljubow po całym jej ciele, przez jego dłoń, przez jego własne serce.

Spojrzał na Veleslavę i dostrzegł w jej oczach potwierdzenie. Ona czuła to samo. Sala konferencyjna zarządu Helios przypominała pole bitwy po bitwie.

Zmięte papiery, przewrócone szklanki z wodą, napięte twarze. Nadzwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy zwołane przez Victora trwało już trzy godziny. Podsumujmy więc.

Wiktor stał przy projektorze, emanując lodowatym spokojem. Fakt 1. Iwan Dmitriewicz wykorzystał fundusze korporacyjne do celów osobistych, a mianowicie na leczenie żony bez odpowiedniej dokumentacji. Fakt 2. Wśród tych funduszy znalazła się kwota 50 000 euro wypłacona niejakiemu Welesławie Sokołowej, która nie ma wykształcenia medycznego i stosuje metody nieuznawane przez naukę.

Zatrzymał się, rozglądając się po obecnych. Fakt 3. W wyniku tych działań firma poniosła straty wizerunkowe. Dwóch inwestorów wycofało swoje umowy przedwstępne, powołując się na niepewność co do stabilności zarządu.

Iwan siedział nieruchomo, nie protestując. Wpatrywał się w okno, gdzie przez śnieżny całun wyłaniały się zarysy miasta – zimne, racjonalne, stworzone według planów i rysunków, zupełnie jak jego własne życie do tej pory. „Masz coś do powiedzenia, Iwanie Dmitriewiczu?” – głos Wiktora ociekał udawanym współczuciem.

„Tylko, że tydzień temu pokryłem wszystkie wydatki z moich prywatnych funduszy” – odpowiedział spokojnie Iwan. „Sprawdź swoje wyciągi. Nie chodzi o pieniądze” – wtrącił jeden z akcjonariuszy, starszy mężczyzna z obrzydzeniem na twarzy.

„A w zasadzie?” „Inwestowaliśmy w naukę, w innowacje, a nie…” „Szarlataneria?” „Dokładnie” – wtrącił Victor. „To kwestia zaufania”.

„Jak możemy ufać dyrektorowi firmy biotechnologicznej, który ucieka się do czarów, jeśli chodzi o zdrowie własnej żony?” W pomieszczeniu rozległ się szmer. Ivan poczuł ciężar zmęczenia ostatnich miesięcy, który przygniótł go z nową siłą. „Czego chcesz, Victorze?” zapytał wprost.

„Pomińmy dyplomację” – odpowiedział bez wahania. „Że eksperymentalne metody leczenia twojej żony okazały się nieskuteczne”.

O twoim powrocie do naukowego podejścia. I o zakończeniu współpracy z… tą kobietą. Cisza w pokoju stała się namacalna.

Wszyscy czekali na odpowiedź Iwana. Wstał powoli, prostując ramiona, a ciężar jego decyzji był namacalny. „Nie złożę takiego oświadczenia” – jego głos był cichy, ale stanowczy.

Bo to byłoby kłamstwo. Stan mojej żony się poprawia. Dziecko, które nosi, wbrew wszelkim prognozom medycznym, rośnie zdrowo.

I nie zamierzam porzucać metod, które przynoszą rezultaty, tylko po to, by dopasować się do twoich wyobrażeń o racjonalności”. Victor uśmiechnął się jak drapieżnik, który wyczuł zdobycz. W takim razie zarząd jest do tego zmuszony.

„Nie zawracaj sobie głowy” – Iwan uniósł rękę, powstrzymując go. „Zrezygnuję. Weź firmę”.

„Moja rodzina jest ważniejsza niż jakakolwiek technologia”. Zebrał papiery i skierował się do wyjścia. Tuż przed drzwiami odwrócił się, obserwując oszołomione twarze.

„Pamiętajcie tylko, że kluczowe patenty na kluczowe technologie są zarejestrowane na moje nazwisko. I nie mam zamiaru ich przenosić. Powodzenia z Heliosem, bez jego serca”.

Delikatny opad śniegu na zewnątrz okrył ogród białą kołdrą, dając poczucie oczyszczenia i nowego początku. Arina siedziała na krześle przy kominku, obserwując płomienie liżące polana. Jej palce nerwowo bawiły się cienkim złotym łańcuszkiem z medalionem.

„Postąpiłaś słusznie” – powiedziała, gdy Ivan skończył opowiadać jej historię o spotkaniu akcjonariuszy. „Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale…” „Jestem z ciebie dumna”. Spojrzał na matkę ze zdziwieniem…

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

Guawa: Twój naturalny sojusznik w walce z wzdęciami

Przygotowanie herbaty z liści guawy Aby skorzystać z tych korzyści, możesz przygotować herbatę z liści guawy, wykonując następujące proste czynności: ...

15 produktów dietetycznych, które naprawdę powodują otyłość!

Czytając skład niektórych produktów ekologicznych, zauważymy, że nie różnią się one wiele od produktów przetworzonych. Opublikowane w 2012 r. w ...

Oto najnowsze wytyczne dotyczące ciśnienia krwi. Czy są one odpowiednie dla każdego?

Możesz kupić dwie pary butów   , które są realistyczne  . Czy zo'n doel jest   realistyczne – of zelfs wenselijk – voor iedereen   ? Nowe ...

Domowy sposób na szybkie zaśnięcie i obudzenie się wypoczętym.

Składniki: 1 szklanka ciepłego mleka (migdałowego lub owsianego, jeśli wolisz wersję roślinną). 1 łyżeczka czystego miodu. 1/2 łyżeczki mielonego cynamonu ...

Leave a Comment